czwartek, 10 marca 2016

Recenzja "Fire Touched" (Mercy Thompson #9) autorstwa Patricia Briggs



Wydana w oryginale: 08.03.2016 r.

“Fire Touched” to już 9 część w cyklu Mercy Thompson i jak dotychczas zdecydowanie najlepsza. Dlaczego? Przede wszystkim Patricia Briggs wykracza po za schemat powtarzający się w dotychczasowych książkach składających się na tą serię. Zwykle strukturę fabuły można opisać w następujących słowach:
pojawia się zagrożenie dla przyjaciół Mercy, zatem zmiennokształtna kojotka robi wszystko by ich uratować, w wyniku czego zostaje
(często poważnie) ranna, a Adam i inni pomagają wyeliminować niebezpieczeństwo.

Tym razem oczywiście też istnieje zagrożenie: najpierw dla miasta w postaci Trolla wielkości ciężarówki, który na moście „bawi się” samochodami, następnie dla Zee i Teda oraz ludzkiego chłopca o nietypowych zdolność władania ogniem.

W „Fire Touched” czytelnik poznaje Adama z nieco innej strony. Wszystko co nas irytowało w jego relacjach z byłą żoną - Christy zostaje skorygowane i to w bardzo prosty sposób. Po za tym alfa Stada Wilkołaków Dorzecza Kolumbii wreszcie wymaga od swoich podwładnych szacunku względem swojej partnerki. Pokazany jest też wyraźnie sposób w jaki postrzega ukochaną. Nie jest to obszerny wątek powieści, a jedynie drobny element całości, tym niemniej znaczący, zwłaszcza na tle fabuły całego cyklu.

Niektóre momenty tej książki były bardzo zaskakujące, jak na przykład decyzja Brana, z którą ciężko się pogodzić nie tylko kojotce, ale i czytelnikowi. Prawdę mówiąc czytając miałam ochotę udusić Marroka za podjęte przez niego decyzje i wyznawane priorytety.

Książka ta wywołała we mnie całą masę uczuć, od śmiechu przez złość, po ekscytację, lęk a nawet smutek, czy poczucie straty (nie zdradzę kogo lub czego).